Poprawiony wierszyk
W małej izdebce, tuż obok łóżka,
Z różańcem w ręku klęczy staruszka.
Czemuż to babciu mówisz pacierze?
Bo ja w ich siłę naprawdę wierzę!
Wierzę, że małe kulki z dębiny,
Mają moc wielką, odpuszczą winy.
Kiedy zawiodą lekarze wszyscy,
Pomocy żadnej nie znajdą bliscy,
Ja, grzeszna często szukam pomocy
Zawsze korzystam z boskiej ich mocy
Pierwsza dziesiątka jest za Papieża
Niech drogę wskaże, Bogu powierza.
Druga w intencji mego Kościoła
Modlitwą silny wszystku podoła.
Trzecia za męża, co zmarł i w niebie
A może w czyśćcu, czy złej potrzebie
Czwartą odmawiam w intencji syna...
A przy tych słowach płakać zaczyna
...Był dobry lecz od ojca pogrzebu
Złorzeczył Bogu, złorzeczył niebu
Nie pojął, że Bóg w swojej miłości
Dał wolną wolę całej ludzkości.
Zaś człowiek dar ten bezcenny, hojny
Zmienił na chciwość, wyzysk i wojny
A teraz kiedy wypadek trwoga
Nie wini siebie, lecz zawsze Boga.
Myślałam, że syn, gdy tkał rodzinę,
I wziął na ręce pierwszą dziecinę,
Zrozumiał błędy, cel znalazł w życiu
On mimo bliskich, zgubił się w piciu.
Burdy, alkohol, płacz i siniaki
Czemuś los dzieciom zgotował taki?
Nie było szczęścia, zabaw, jedzenia,
Spokój był tylko gdy szedł do więzienia.
Ja zaś przez lata mówiąc różaniec
Bogu polecam wnucząt swych pamięć,
A syn w nałogu trwał wciąż uparty,
Z czwartej dziesiątki robił se żarty...
"Lepiej odmawiaj piątą za siebie
Bo żyjesz tylko o wodzie, chlebie.
Na nic twe posty i twoje modły,
Bo los już taki musi być podły."
Płacze staruszka, drżą jej ramiona.
Wie, że jest chora, niedługo skona.
Co będzie z synem, z jego rodziną?
Czy znajdą drogę prawą, jedyną?
I zmarła biedna. Wezwano syna
Ten twardo stwierdził - nie moja wina!
Lecz widząc w trumnie matki swej trupa,
Poczuł jak pęka serca skorupa.
Ujrzał różaniec swej zmarłej matki,
W czwartej dziesiątce zupełnie gładki.
Nie ma paciorków - patrzy, nie wierzy,
Palcami starte z częstych pacierzy.
Piąta dziesiątka była jak nowa,
Przypomniał swoje złe o niej słowa.
Na palcach widział z paciorków rany,
Wybacz mi - krzyknął - Boże kochany!
Ożyło w końcu syna sumienie,
Przysięgam matko, ja już się zmienię.
Całował zimne swej matki dłonie,
Twarz łzami zrytą i siwe skronie.
Rzucił nałogi, oddał się Bogu,
Szczęście gościło odtąd w ich progu.
Codziennie wieczór z całą rodziną,
Różaniec mówił z matki przyczyną.
2019-11-16 02:18